Dziennik I – DJ ALEPH – DRONES OVER
ANTARCTICA
17:16 dwudziesty czwarty dzień stycznia, 2022, Ládví, Praga.
Wczoraj w drodze do sklepu dowiedziałem się, że Praga ma bardzo podobny poziom nasłonecznienia do Wielkiej Brytanii. Uwierzyłem bez wahania, mocno da się to tutaj odczuć. Na wylanym betonem chodniku otoczonym postsocjalistycznym widokiem jeden z moich butów przesiąknięty czarnym rozpuszczonym śniegiem (tylko z zewnątrz, bo wewnątrz osłania go Gore-Texowa powłoka) wpadł na pomysł. Dlaczego mielibyśmy nie spróbować rozbić tej monotonnej art/worldowej szarości? Czy jesteśmy na tyle usatysfakcjonowani stanem rzeczywistości, że się z nią potrafimy zgodzić? Dlaczego jako twórcy aktualnie otaczającej nas XXI-wiecznej rzeczywistości mamy czelność oczekiwać gwarancji zbalansowanego przetrwania? Nadszedł nareszcie czas znudzenia nudą. Czas na to, by stworzyć możliwość spełnienia dla wielu oczekiwań zbudowanych przez współczesny art/world1 !!!!!!!!!!!! (Określenie opisujące zarówno pojęcia świata jak i sztuki. Przyjmuje ono, że stanowią one integralną całość) – HEY! WAKE-UP! HEY! WAKE-UP! HEY! WAKE-UP! HEY! WAKE-UP! HEY! WAKE-UP! – mówi robotyczny dźwięk TeamSpeaka przesiąknięty rytmicznym dudnieniem tracku DJ ALEPH – DRONES OVER ANTARCTICA. – Najwyraźniej to jeden z moich znajomych domaga się, w sposób przepełniony „zgrywalnością” (Zabawa połączona ze złośliwością tolerowaną przez obydwie strony), powrotu do gry w CS 1.6. W przebiegu wszystkich tych myśli sam już razem z Tobą nie wiem „gdzie włożyć ręce” i czy to wszystko jest „na serio” potrzebne.
Dziennik II – Blue Hour – Midnight Sun (Dj Ibons
Never Mind Mix) [BLUEHOURMXSPL001]
23:26 dziewiąty luty, 2023, Wilda, Poznań.
W sypialni słabo działa wifi, muszę przejść więc do drugiego pokoju, żeby kontynuować pisanie w Google Docs. Zgasiłem światło, żeby uniknąć paranormalnych liczb na rachunku i przechodzę przez ciemną kuchnię do salonu, trzymając laptopa w ramionach jak dziecko. Zanim usiadłem jednak (tak wiem, nadużywam słowa jednak) na fotelu „do pisania” przykryty cieniem zerknąłem za okno wzrokiem poszukującym pomocy. Plac zabaw. Huśtawka. Rusza się. Na niej już nie dziecko. Nie widzę go pierwszy raz. Ile ten dziad może mieć lat, 16? Co on robi? Huśta się. Dynamicznie i rytmicznie. Pełna sekwencja huśtania trwa około 3 sekundy. Maksymalny próg wysokości jaki osiąga, jest w normie, ale raczej po stronie jej granicy. Nie jestem pewien czy to nerwowość, czy raczej frajda. Jest dość późno i zbyt zimno, żeby się huśtać. Kieruje nim więc jakaś motywacja. – Dobra. Nie sądzę, żeby miał w życiu łatwo. – Hm. – Co jeśli to huśtanie mogło przyjąć kreatywną formę? Później bardziej niż kreatywną. Od problemu do kreacji. Czekaj, co jeśli on nie ma problemu i chodzi tam po prostu trenować huśtanie? Nie widzę kombinezonu huśtarskiego, czy to jest więc w ogóle huśtanie, czy nie? Co jeśli huśtanie to dla niego coś, o czym właściwie nie wiem? Nie chcę wiedzieć. Teraz to jego huśtawka. Będę mu po prostu po cichu kibicować.
Dziennik III – SPLASHH – All I Wanna Do
13:13, 13 września, 2013, gdzieś w lesie, Stary Gieląd.
Nie mam w tej części nic ciekawego do przekazania. Możesz ją pominąć. Możesz też czytać dalej, sam nie wiem jakie zdanie za chwilę napiszę. Nie zrobiłem researcheru. Nie uważam dłużej, że personalne wyznania są ciekawe. Nie zrobiłem ładnej dokumentacji. Nie napiszę ciekawego biogramu. Nie napisałem opisu. Nie będę protestować. Nie nazwę tego Untitled. Nie nauczę się niczego nowego. Nie będę próbować nic zmieniać. Nic nie zaplanowałem. Nie przedstawię się. Networking mnie nie obchodzi, nurkowanie też. Nie sprzedam tego. Nie będę kontrowersyjny. Nie zobaczysz też ładnego obiektu na białym tle. Nie zrobię dobrej pracy. Nie będę dłużej tego pisać, dam to do zrobienia dla GPT – „Sure, I can do that. Here’s a sentence for you: GPT is a powerful tool for generating human-like language, and it has been used in a wide range of applications, from chatbots and virtual assistants to creative writing and academic research” – zrezygnuje jednak z GPT… Nie nazwę się artystą, a tego wywodu sztuką. Nie nazwę tego postmodernizmem. Nazwę to trywializmem. Czy nie trywialnym jest życie jako człowiek, kruchy, zakochujący się, wąchający… – Muszę to ocenzurować, bo będzie umieszczone w pracy magisterskiej. – Tańczący do wschodu słońca, napędzany marzeniami, próbujący przetrwać, przystosowując się do systemu ekonomicznego, w którym akurat teraz żyjemy. Popełniający błędy. Słuchający surf-rocka, a nie techno. Zmuszony by udawać, że to co stworzył jest czymś więcej, niż jest w rzeczywistości. Odpowiadający rodzicom na pytania dotyczące przyszłości, która zmienić się może po jednym zderzeniu czołowym z wyprzedzającym na przeciw samochodem, w kształcie uśmiechniętego hot-doga. Wszystko po to, aby dojechać do pracy, którą za 20 lat będzie można wykonać od niechcenia, muśnięciem czegoś, co zastąpi myszkę. Siedzący w wygodnej puszce z czterema kołami, nadużywający klaksonu, który zaprojektowany został jako sygnał niebezpieczeństwa, a nie rozładowanego gniewu. Nadużywający słowa „art”, które nic już nie znaczy. Człowiek, który wybuchł jak opona TIR’a przeciążonego transportem Nutelli. Klasyk.